24-godzinny wyścig na Nürburgringu. W zeszły weekend odbyła się 41 edycja tego szaleńczego wyscigu w Zielonym Piekle. Wyścigu pełnego niespodzianek. Wróćmy więc myślami do niedzielnego poranka. Świeciło piękne słońce i powiewał lekki wiaterek. Pogoda idealna na to co miało się za moment rozpocząć. Wyruszyliśmy z Delft, z Holandii na Nürburgring, na którym ponad 170 samochodów przez 24 godziny miało jeździć po 24-kilometrowej pętli.
Kiedy dotarliśmy na miejsce wszystko już było jasne. 24-godzinny wyścig organizowany przez ADAC jest czymś zupełnie innym niż te organizowane przez VLN. Atmosfera, ludzie i cała otoczka nie mają porównania. Wyścig trwający 24 godziny jest kompletnym szaleństwem. Kibice piją piwo, świetnie się bawią i każdy jest Twoim przyjacielem. Michelin zabrał nas na to wydarzenie i dzięki niemu mogliśmy odwiedzić również pitlane, paddock oraz pewne miejsca wzdłuż toru.
W 24-godzinnym wyścigu bierze udział wiele załóg i każda z nich może mieć w swojej ekipie czterech kierowców. Każdy z nich może jechać non-stop maksymalnie 150 minut i między kolejnym wyjazdem musi odbyć co najmniej 120-minutową przerwę. Czarnym koniem tego wyścigu był team Manthey Racing, który świętował na Nürburgringu podczas 4 z 5 ostatnich wyścigów! O godzinie 15:00 wszystkie załogi zaczęły ustawiać się na starcie. Wyglądało to niesamowicie, przypominam, że w wyścigu brało udział około 180 samochodów. Wszystkie auta miały założone slicki, jednak zapowiadano deszcz i trzeba było podjąć dobrą decyzję. Czy wystartować na slickach i zyskać trochę przewagi, czy jednak nie ryzykować i już od początku jechać na oponach przejściowych? Wiele załóg jednak wybrało tę pierwszą opcję, i dobrze! Deszcz zaczął padać dopiero po około dwóch godzinach od startu. Wtedy w pitlane zaczął się wielki chaos. Wszystkie 180 samochodów chciało oczywiście zmienić opony na przejściowe, wywołało to niemały stres wśród mechaników, ale i również wśród kierowców.
Po godzinie 17:00 z pogodą było już co raz gorzej. Było tak źle, że sędziowie postanowili wywiesić czerwoną flagę, przerywając tym samym wyścig o godzinie 23:00. Panujące warunki uniemożliwiały bezpieczną rywalizację na torze. Wyścig wznowiono dopiero po 9 godzinach, o 8:00 nad ranem. Gdy zostało już 9 godzin do końca, Aston Martin z numerem 007 wysunął się na prowadzenie. Jednak chwilę później został on pokonany przez innych kierowców i już do końca wyścigu nie pojawił się na szczycie. Trasa powoli robiła się co raz bardziej sucha i kierowcy zaczęli zwiększać tempo. Załoga Black Falcon w Mercedesie SLS AMG GT3 wygrała tegoroczną edycję ADAC 24h-Rennen. Na drugim stopniu podium stanął Yelmer Buurman ze swoim BMW Z4 GT3 a na najniższym załoga Röwe i ich Mercedes SLS AMG GT3.
24-godzinny wyścig na Nürburgringu jest czymś, co trzeba zobaczyć przed śmiercią. Szaleni Niemcy budujący żyrafę z pustych puszek po piwie, czy ustawiający jacuzzi przy torze aby mieć jak najbardziej komfortowe warunki podczas oglądania zmagań kierowców to coś niespotykanego. Cała otoczka w Nürburg oraz okolicznych miasteczkach jest wręcz magiczna. Jeśli tylko za rok odbędzie się 42 edycja tego wyścigu, zapewne ją odwiedzimy. Nie mamy jeszcze pewności, ponieważ aktualnie tor jest na sprzedaż, ale mamy nadzieję, że tak się nie stanie. Legend się nie sprzedaje!
